Ostatnia akcja na remis

Ostatnia akcja na remis

Za nami niedzielne starcie z Jedwabnem, które po walce do ostatniej sekundy skończyło się remisem 1:1. Jedyną bramkę strzelił Robert Piecewicz. 


Jak przed każdym meczem, naszym celem była wygrana i przywiezienie trzech punktów do Wojciech. Pierwsze minuty przebiegały w ferworze walki  i niepotrzebnej kopaniny z obydwu stron. Zryw próbował zaskoczyć nas dalekimi piłkami kierowanymi na skrzydła lub do środkowego napastnika, jednak nie przyniosło to żadnego efektu w postaci goli. Nasi obrońcy byli dobrze ustawieni i bez trudu radzili sobie z tymi próbami. O ile w defensywie szło dobrze, tak z wyprowadzeniem akcji mieliśmy kłopoty. Dużo niedokładności i ogólny brak spokoju uniemożliwiały skuteczny atak. Głównym zagrożeniem były stałe fragmenty, których mieliśmy naprawdę dużo. Wykonywanych przez Marcina Stankiewicza autów czy rzutów rożnych nie potrafiliśmy wykończyć. Najbliżej zdobycia bramki był Robert Nyga, po którego dośrodkowaniu z wolnego, bramkarz wykonał paradę i uniknął piłkarskiego loba. Swoje okazje mieli też Łukasz Zych czy Łukasz Tereszkiewicz ale ich strzały głową były niecelne. Można było odczuć naszą przewagę, z tym że jej nie wykorzystaliśmy. 

Drugie 45 minut zaczęliśmy bardzo odważnie i po około 15 minutach powinniśmy byli prowadzić. Świetne sytuacje po dobrze rozegranych akcjach marnowali kolejni zawodnicy. Najpierw po dokładnym przerzucie Radosława Łajkowskiego spokoju nie zachował Adam Galiński i mocno chybił strzelając z półwoleja. Niedługo potem z około 7 metra i mając położonego bramkarza fatalnie pudłował Robert Nyga. Często przeprowadzaliśmy akcje oskrzydlające które stwarzały spore problemy w szykach obronnych gospodarzy ale żadna z nich nie skończyła się w siatce. W około 55 minucie poznaliśmy pierwszego i głównego bohatera tego spotkania. Sędzia Wiśniewski podyktował absurdalny rzut karny na korzyść Jedwabna. Po rzekomym faulu Łukasza Tereszkiewicza kapitan Zrywu pewnie wyegzekwował jedenastkę. Po tej sytuacji czas leciał jakby dwa razy szybciej a my nie zamierzaliśmy się poddać. Atakowaliśmy równie często co chaotycznie i agresywnie. Zaowocowało to większą ilością fauli, kartek ale też otwartością gry i niestety kontrami zawodników Zrywu. Te ostatnie na szczęście były mało groźne i nieskuteczne. Sędzia od 75 minuty pokazał aż 5 żółtych kartek komentując że zaczyna się konsekwencja. Tylko gdzie ona była od początku spotkania?! Zdecydowanie nie były to zawody sędziów. Apogeum ich pracy zobaczyliśmy w 94 minucie. Na prawym boku boiska przy linii końcowej piłkę zastawiał Paweł Kępkowicz. Wyszła i powinno być wznowienie z piątego metra, jednak liniowy wskazał na rzut różny. Do piłki podszedł Marcin Stankiewicz i silnie wrzucił w pole karne. Tam byli wszyscy nasi zawodnicy, włącznie z naszym golkiperem Marcinem Mieliwodzkim. Najwyżej wyskoczył Robert Piecewicz i pewnym strzałem umieścił piłkę w siatce. Zaraz po tym usłyszeliśmy ostatni gwizdek. 

To nie był zbyt dobry mecz w naszym wykonaniu, po raz kolejny zawiodła skuteczność i brak zimnej krwi w wielu sytuacjach, nie tylko przy kończeniu akcji. Podejście było dobre, walka do końca jak najbardziej na plus, cieszy również wynik, chociaż jest mało sprawiedliwy. Sędziów zostawmy bez dodatkowego komentarza. Wracaliśmy w dobrych humorach, jako wicelider i dalej drużyna niepokonana. Dodatkowa radość płynęła z wyjątkowego dnia, ponieważ swoje urodziny obchodził Marcin Mieliwodzki, któremu jeszcze raz życzymy wszystkiego najlepszego i jak najwięcej czystych kont w dalszej części gry w ukochanym klubie. 

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości